W nowym cyklu podejmijmy refleksję nad chrześcijańskim powołaniem, nad jego aspektem, któremu można by dać nazwę: Prorok czy kapłan? Takie sformułowanie bywa często używane prowokacyjnie. Nie o prowokację jednak chodzi, lecz danie własnej, świadomej odpowiedzi na pytanie, które życie stawia przed nami nieustannie: do czego jestem wzywany, czemu służy moje życie wewnątrz powołania, które otrzymałem?
Powołanie prorockie związane jest ze słowem, przepowiadaniem, upoważnieniem do mówienia w imię Boga. Kapłaństwo natomiast z kultem, rytem, służbą tradycji i pośrednictwem instytucji.
Prorok najczęściej koryguje, choć i pociesza, wyrywa z fałszywego bezpieczeństwa, daje klucz do zrozumienia historii.
Kapłan utwierdza, broni instytucji, czystości sprawowanej funkcji, wierności tradycji.
W historii Izraela te dwa elementy początkowo się przenikały, ale z czasem, gdy kapłaństwo skostniało w obronie rytualnej, pustej religii, przyszedł czas na proroctwo poza kapłaństwem. Powstał konflikt jednego i drugiego. Można nawet powiedzieć, że urosły do miary symbolu dwóch wykluczających się postaw wobec Pana Boga.
A jaka jest rola tych dwóch elementów w posłannictwie współczesnych katolików?
Spróbujmy pogłębić te dwa aspekty. Powołanie prorockie kojarzy się nam najczęściej z 16 księgami przypisywanymi starotestamentowym prorokom. Wielu z nich znamy tylko z imienia. Trudno dowiedzieć się kim byli, jak żyli, jak walczyli o sprawy Boże. Na szczęście o niektórych da się dziś więcej powiedzieć dzięki egzegezie, historii biblijnej i pozabiblijnej, nieco odtworzyć skomplikowany wątek ludzkich sytuacji, w których przyszło im działać i pełnić swoje misje.
Prorok („pro-feta”), to ten, który przemawia w imieniu,co nie jest jednoznaczne, że przepowiada przyszłość. To człowiek, który mówi w imieniu Boga i ma tego świadomość. Trudno przeniknąć do tajników cudzego wnętrza i uchylić zasłonę misterium, które dokonuje się między człowiekiem a Bogiem. Powołanie proroka mieści się w sferze tej nieprzeniknionej tajemnicy życia. Zastanawiając się jednak nad wskazaniami jakie oni sami zostawili w swych proroctwach, można dojść do pewnego wyobrażenia o tym, jak rodzi się powołanie proroka.
Przyjrzyjmy się jednemu przykładowi – proroka Ozeasza z VIII w. przed Chrystusem, w schizmatyckiej Samarii, w królestwie północnym chylącym się ku niechybnej zagładzie z rąk Asyryjczyków.
W słowach Ozeasza objawia się po raz pierwszy bardzo ważna rzecz: wymiar oblubieńczej miłości Pana Boga do swego ludu, pomimo jego niewierności. Temat, który będzie potem coraz częściej powracał w Izraelu przez Ezechiela, Izajasza, Jeremiasza, by kulminować Pieśnią nad pieśniami.
Ozeasz przekazuje słowa największej miłości do Izraela, który po ludzku nie jest tego godny. O proroku Ozeaszu mówi tekst Księgi: Rozpoczął Jahwe przemawiać przez Ozeasza, gdy rzekł do niego: „Idź, weź za żonę kobietę, co uprawia nierząd…” (Oz 1,2). Prawdopodobna interpretacja jest następująca: Ozeasz ożenił się, i choć był szczęśliwy w małżeństwie, został opuszczony przez żonę, która oddała się prostytucji. Ozeasz kochał ją nadal. Jego miłość, tak wierna i bezinteresowna, otworzyła kobiecie oczy na jego wartość i wróciła, by zostać ponownie jego żoną. Pozwoliło to Ozeaszowi na dokonanie odkrycia, że ma on w sobie odradzającą siłę miłości. Żyjąc między ludem dochodzi do zrozumienia, że to jego bolesne, lecz bogate doświadczenie ma szersze znaczenie. Lud porzuci Boga, uważanego za małżonka ludu i cudzołoży z innymi bożkami.