Mk 4, 35-41
Gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów:„Przeprawmy się na drugą stronę”.
Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.
Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu.
Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: „Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.
Wtedy rzekł do nich: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”
Komentarz
Nie obawiajcie się Chrystusa!
Tak wołał Papież Benedykt XVI na inauguracyjnej Mszy św. na Placu św. Piotra w Rzymie, dodając: „On niczego nie zabiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej”. Tak optymistyczne słowa padają z ust nowego Namiestnika Chrystusa wiosną 2005 r. Dają one szczególną nadzieję całej ludzkości, która pod koniec pontyfikatu Jana Pawła II i na początku pontyfikatu jego Następcy z takim niepokojem patrzyła w stronę Watykanu.
Sam Chrystus niejednokrotnie ostrzegał nas: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary!” (Mk 4, 40). Dzisiejszy człowiek bardziej się boi niż kiedykolwiek dotąd. Ewangelia przedstawia cudowne uciszenie burzy na jeziorze, dokonane przez Jezusa Chrystusa, które wywarło ogromne wrażenie na Apostołach – rybakach, przywykłych do pracy na morzu, a przecież przerażonych wobec nawałnicy coraz większych fal. Na Jeziorze Galilejskim Zbawiciel, śpiący na dnie łodzi, wykazał, że jest nie tylko Nauczycielem, ale także Panem natury. Zaprezentowanie Chrystusowej mocy nad żywiołem miało utwierdzić Jego uczniów w wierze, iż we wszystkich burzach, tak indywidualnych i wewnętrznych, jak i społecznych, Bóg czuwa – choćby się nam zdawało, że śpi i niczym się nie interesuje, i że w ogóle Go nie ma.
Człowiek w swoim życiu musi przechodzić wiele burz, choć wcale nie musi stawać na pokładzie statku. Jesteśmy codziennie unoszeni na falach własnych i cudzych namiętności; zżera nas gniew, zawiść, zazdrość, egoizm, chciwość i chytrość. Nie omijają nas burze rodzinne, małżeńskie, w pracy zawodowej, a nawet we własnej parafii. Jeśli łatwo popadamy w zwątpienie lub ogarnia nas panika, to znaczy, że mamy małą nadzieję w Bogu, na którego trzeba liczyć zawsze, w czasie dobrym i złym.
Ludzie modlący się w sytuacji bez wyjścia przeważnie są tymi, którzy w swojej egoistycznej wegetacji zapomnieli o Stwórcy i uwierzyli w samowystarczalność ludzkiej techniki. Trzeba dopiero krytycznych momentów w swoim pielgrzymowaniu, aby zrozumieli, że żadna wiedza, czy też stawianie na własny rozum, przedsiębiorczość, siłę i bogactwo materialne nie uchroni ich od zagrożenia przed cierpieniem, kalectwem i śmiercią.
Wyznawca Chrystusa nie uniknie zagrożeń, ale w każdej burzy zachowa spokój, będąc przekonanym, że jego życiem kieruje wszechmocny i wszystkowiedzący Bóg. Wiara uodparnia na fatalistyczne nastroje. Chrześcijanin uznaje z pokorą, że źródłem wielu nieszczęść są jego własne błędy, nieroztropność, niewiedza, nieuczciwość i zła wola. Nie traci również równowagi w sytuacjach od niego niezależnych. Widzi w nich natomiast wezwanie samego Boga, który powiedział do Apostołów: „Przeprawmy się na drugą stronę” (Mk 4, 35). Żadna trudność nie osłabia, nie zniechęca, ale uaktywnia siły, aby żeglować na przeciw wiatrom i falom oraz współpracować z nieodstępującą człowieka łaską Bożą.
Dla nas, katolików, niezwykle ważna jest świadomość, że Jezus Chrystus jest zawsze z nami, jest w naszej życiowej łodzi zarówno wtedy, gdy na morzu naszego życia jest słońce i cisza, ale także gdy dotyka nas ciemność i burza. Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi, a znajdziecie prawdziwe życie – zachęca wierny uczeń wielkiego Papieża Jana Pawła II – Benedykt XVI, wskazując ludzkości drogę do szczęścia ziemskiego i wiecznego.